Rozprostowałem skrzydła do pełnej długości nakrywając nimi Elsę. Zatkałem jej pyszczek szponami prawej doni, by się nie darła. Wyrywała się przez chwilę, za chwilę przestała. Puściłem ją więc. Odwróciła się do mnie i wydarła się jeszcze głośniej niż się tego spodziewałem. Zacząłem się z niej śmiać, co ją nieco otrzeźwiło. Burknęła coś pod nosem, wciąż oszołomiona. Wciąż się z niej śmiejąc wychyliłem się do tyłu i zrobiłem przewrót w tył nie składając skrzydeł. Spadłem na ziemię, oczywiście na nogi. Elsa zamrugała fioletowymi oczami, nadal będąc w szoku i sturlała się po gałęziach z drzewa. Złapałem ją i postawiłem na ziemi. Zmieniła się w dziewczynę. Ściągnęła brwi, jakby nie mogła sobie czegoś przypomnieć.
- Można wiedzieć... - zaczęła, patrząc na mnie. Przerwała na chwilę, zanim znów podjęła pytanie. - Można wiedzieć, jak to... Zrobiłeś...? Przecie cię nie słyszałam! - wydarła się jeszcze. Postała chwilę i spojrzała na mnie kwaśno. Najwyraźniej mi wybaczyła. Wciąż dusiłem się ze śmiechu.