- Ło ludziu... - zebrałem resztki sił i przede mną, w powietrzu, zaczęło się tworzyć coś szkarłatnego. Wyglądało jak wielka kropla krwi. Kropla wisiała przez sekundę w powietrzu, po czym jakby opadła, zlewając się na kształt płytkiej miski. Odetchnąłem zbierając siły i złapałem miskę.
- Dob...
- Krew? - przerwała mi Gio. - Serio?
- Najwięcej mocy. - mruknąłem, skupiając się, żeby nie zacząć dyszeć. - Dobra, dawać ten śnieg.
Utworzyłem w moim, większym polu siłowym przejście, tak samo Elsa. Gio zabrała od Dartimiena flaszkę z białym proszkiem, garść liści czarnostnicy i buteleczkę krwi, którą Elsa już zdążyła upuścić skrytobójcy i wróciła. Zamknęliśmy przejścia. Dodałem do krwistej miski martwy śnieg i rozkruszyłem pomarszczone liście.
- Świerze... Skąd je masz? - mruknąłem, po czym zerknąłem na prawo i lewo i naplułem do miski. Slith przewrócił oczami i z trudem powstrzymał się od drwiącego parsknięcia.
- A jak, przepraszam, inaczej dodać mój jad, neh?
- Nic nie mówię... - Slith przewrócił oczami po raz kolejny.
- Dobra, teraz wąż. Ręka do góry, kto ma węża. - rzuciłem z przekąsem.