Slith wciąż wpatrywał się w puste oczy stwora, którego Alice zdążyła już kiedyś nazwać Matko-Bosko-Lewiatan. Dartimien usilnie starał się ignorować Elsę i Blankę, podczas gdy Kotka gładziła powoli węża, będąc myślami gdzieś daleko i od czasu do czasu plumkając coś w innym języku. tymczasem ja i Giovanna w najlepsze leżeliśmy wciąż nieprzytomni, oczywiście bez zamiaru szybkiego obudzenia się. Logan, wyssany prawie z całej swojej zmiennokształtnej mocy i siły, również tkwił pod drzewem, niemalże nie oddychając.
- Elsa... Pewna jesteś, że to dotarło do Amaltara? - odezwał się w końcu cicho Dartimien, nie odrywając wzroku od Matko-Bosko-Lewiatana.
- Co...? - potrząsnęła głową, jakby budząc się ze snu. - Hm... A... Tak. Tak, chyba... Tak. Uhm... - wzdrygnęła się, po czym doszła do siebie i spojrzała na skrytobójcę już przytomniej. - Ciag, a jakby co, powiadomiłam Thaciris.